Opis spektaklu
Teatr Horzycy po raz kolejny udowodnił, że ma dobry zespół artystyczny. W "Marii Stuart" nie ma słabych ról. Aktorzy swobodnie uruchamiają w sobie skrajne emocje. Elżbieta I Jolanty Teski jest taka, jaką widzieli ją poddani - największa królowa w dziejach brytyjskiej korony, która utrwaliła dziedzictwo Henryka VIII, umacniając Kościół anglikański i eliminując wpływy Rzymu oraz obcych mocarstw. Najpierw beztrosko oznajmia, że przy niej słowa o słabości pięknej płci to mit, ale w końcu na jej monarszym wizerunku pojawiają się skazy dowodzące słabości charakteru - Elżbieta staje się niepewna, zagubiona, wewnętrznie skonfliktowana, ucieka w czułość, daje się zdominować mężczyźnie, wreszcie wybucha niepohamowaną złością. Wszystko to Teska mieści w jednej pięknej roli.
Maria Kierzkowska, która gra uwięzioną przez Elżbietę Marię, ucieka od literackiego pierwowzoru tej postaci. Schiller dopatrywał się w niej rysów niemal świętej męczennicy. Stuart według Wiśniewskiego nie stroni od gier, jednak w pewnym momencie całkowicie zdaje się na łaskę swoich angielskich oprawców. Przed śledczymi staje naga, ale dumna, później ostatecznie rezygnuje. Wielką przemianę przechodzi też hrabia Leicester (w tej roli znakomity Sławomir Maciejewski) - najważniejszy gracz na dworze. Dla własnegopowodzenia zdolny jest poświęcić honor, zobowiązanie wobec korony, kobietę. Nie czyni tego z zimną krwią - historia jego spisku jest raczej historią niemożności podjęcia decyzji. Moralnych dylematów nie ma jedynie katolicki spiskowiec Mortimer (Tomasz Mycan), który nie tylko chce zabić królową, ale fizycznie posiąść Martę Stuart. W tej żywiołowej postaci jest i religijny fanatyzm, i wielka żądza władzy i ciała.Wiśniewski nie chciał opowiadać o dworskich intrygach w odległej Anglii. Opowiada o świecie współczesnej polityki, w której nikt nie dokonuje ostatecznego wyboru, a wszyscy unikają odpowiedzialności. Władza jest sytuacją tragiczną. Ocalenie Marii może wywołać bunt poddanych, skazanie na śmierć grozi francuską interwencją. Ocalenie Marii byłoby moralne, ale nierozsądne z politycznego punktu widzenia; jej śmierć sprowadzi na koronę grzech królobójstwa. Nie ma wyjścia, nie ma nadziei.
Grzegorz Giedrys, Gazeta Wyborcza - Toruń,12.02.2008