Tofifest - słodkie (?) święto kina
2009-06-29 10:28:03 | ToruńMili Państwo - w sobotę ruszył Tofifest. Na gali otwarcia pierwszy raz w naszym pięknym Toruniu wyświetlono tegorocznego laureata Oskara w kategorii filmu zagranicznego - „Okuribito" - japońską historię o człowieku pracującym jako spec agent od podróży... na tamten świat, oczywiście wszystko „po azjatycku". Zobaczyć? Zobaczyć. Dla tych, którym nie udało się zacfaniaczyć i wbić się na galę, projekcja w poniedziałek.
W sobotę kinomaniacy mieli już pełen przekrój filmowy. W katalogu festiwalowym kolorowo - szereg kategorii, a w nich dzieła, dziełka i niestety, co się na festiwalach zdarza chyba zawsze, filmy antydobre - przepraszam najmocniej, ale mam niesamowitą skazę po wcześniejszych Tofifestach, na których miałam przyjemność zetknąć się z tworami górującymi na mojej czarnej liście (ścisłej). To właśnie na rodzimym festiwalu nauczyłam się wychodzić z kina. Bez żalu. Ale, ale... Porzucam przykre wspomnienia (przynajmniej na siedem dni) i dobra - niech mnie festiwal zaskoczy. Co tam. Zapowiada się nieźle. Kategoria filmów polskich - naprawdę niezła. Jako że rok temu zawiało mnie do Wrocławia na Erę Nowe Horyzonty (gdzie to ekipa wyprzedza programowo resztę Polski i jako, chyba, pierwsza zapodaje same świeżynki) ten odcinek mam zaliczony. „Rysą" jestem poruszona, „Senność" mnie wbiła w fotel (co prawda tylko na 95 minut, potem emocje schodzą, no a poza tym w pamięci pozostają bezkonkurencyjne „Pręgi". Nieważne, Kuczok zawsze będzie mnie przyciągać przed ekran), „Cztery noce z Anną" - dla zdjęć, „Boisko bezdomnych" dla bezinteresownego „yes, we can!" w wydaniu polskim i zaspokojenia ciekawości jak sobie radzi przed kamerą córka Pani Holland, „Barcia Karamazov" - dla Zelenki i co najważniejsze „33 sceny z życia" - ale tylko dla masochistów. Z polskiego repertuaru widziałam również „0_1_0", ale... no dobra, powiem tylko... można (ale nie trzeba).
Festiwal ma ogromny plus za „Obywatela Havla" - uwielbiam kiedy były Prezydent Czechosłowacji (a potem Czech) mówi z ekranu „musimy zjednać pożarek" (czy coś w tym stylu) po czym popija Beherówkę, albo uśmiechem kwituje totalną nieporadność w kwestii zawiązania krawatu, albo zapomina się i wyżywa się słownie na premierze Klausie. „Obywatel Havel" to video dokumentacja kilkuletniej kadencji polityka-literata, człowieka autentycznie kochanego przez ludzi (nie wszystkich). I ja „Obywatela Havla" kocham i nie szczerze żałuję, że nie udało mi się go zobaczyć po raz trzeci.
„Havel" to już kategoria konkursowa. A tu mocna konkurencja, krwawa „Gomorra" - szokująca historia o włoskiej mafii, z którą się nie da wygrać i z którą już teraz przegrał twórca książki Saviano Roberto - mafia wydała na niego wyrok śmierci. W szrankach staną również m.in. „Trzy małpy" - studium kompletnej niemożności porozumienia zamkniętej w czterech ścianach szarego mieszkania rodziny, „Wal z Baszkirem" - animowany wojenny koszmar i kontrowersyjny „Antychryst", w którego powstawaniu maczali palce ludzie z polskiej „Platige image" - wytwórni specjalizującej się w efektach specjalnych (to tu pracuje na co dzień Tomek Bagiński - twórca osławionej już „Katedry").
W festiwalowej rozkładówce odnajdziecie też filmy z repertuaru szwajcarskiego, filmy nagrodzone w Pampelunie, Dokufest, Prizren, Kosowie, przegląd kina latynoamerykańskiego, kino kobiet (polskie reżyserki). Ja nastawiam się na obszary jeszcze mi nieznane: retrospektywa Alaina Tannera oraz Michaela Haneke.
Hm... Nie brzmi tak źle.
Dorota Skupniewicz
(dorota.skupniewicz@dlastudenta.pl)